czwartek, 24 października 2013

Pracowite wakacje

The return to Poland was quite interesting particularily that for over 8 years I haven’t spent holidays at home. This time I decided to do short, 2.5 week tapering and recharging the batteries for the next 1.5 month which meant holidays in steaming indoors and overcrowded city. Apart from intense rehabilitation (it turned out that the greater tubercle of my humeral bone was broken which caused the shoulder pain), work and training I also learnt picking flooring, tiles, windowsills and sockets for my new nest J It wasn’t an easy but definitely an educating task ;-)
Powrót do Polski z końcem czerwca był dość ciekawym doznaniem, szczególnie że od ponad 8 lat nie spędzałam wakacji w domu. Tym razem zdecydowałam się na krótkie- 2,5 tygodniowe roztrenowanie i doładowanie akumulatora przez kolejne 1,5 miesiąca, co wiązało się z wakacjami w upalnej hali i zatłoczonym mieście. Obok intensywnej rehabilitacji (okazało się że w okresie zimowym miałam ZŁAMANY guzek większy kości ramiennej, czego przyczyną były problemy i bóle barku) pracy i treningów nauczyłam się wybierać kafle, podłogi, parapety i gniazdka do swojego nowego gniazdka :-)  Nie ukrywam nie było to łatwe zadanie, ale za to bardzo pouczające ;-)
Mid-July I started a few weeks long training cycle. Jakub Saniewski was the co-author. He ordered a special training equipment which changed my still unrefurbished flat into a little gym for a moment ;-) Everyday at 6.30 am regardless of what day it was I exercised hoping to strengthen this and that.. I also used my beloved MTB. It didn’t matter if it rained or not, I continued to beat the records of Warszawianka (Arena “W Gore”) and Crux. Ten 2-3hr long training units a week were supposed to give me a lot of reserve to check out and complete my planned project in Catalonia in October.

 W połowie lipca rozpoczęłam kilkutygodniowy cykl treningowy, którego współtwórcą był Jakub Saniewski. Specjalnie zamówiony przez Jakuba sprzęt treningowy zawitał do mojego (jeszcze) nie wyremontowanego mieszkanka, które na moment stało się małą sale gimnastyczną ;-)
Codziennie od 06:30 rano, bez względu na to czy święto czy nie  trzaskałam się na starej drewnianej podłodze w nadziei na wzmocnienie tego i owego. W ruch poszedł  również mój ukochany MTB. Bez względu na to czy deszcz czy nie deszcz pobijałam rekordy przejazdu na Warszawiankę (Arena Wgore) i Cruxa. Dziesięć dwu/trzy godzinnych jednostek treningowych tygodniowo miały dać mi zapas na projekcie na którym zaplanowałam skoncentorwać się i go dobrze go poznać w październiku w Katalonii.

Spędzając czas w Warszawie mogłam bezpośrednio opiekować się moimi zawodnikami (i nie tylko), których systematycznie "przeganiałam"na hali. Fantastycznie widzieć jak robią mega postępy. GRATULACJE KOCHANI! Miałam również czas na pozalepianie innych dziur "życiowych" co, jak zwykle u wspinacza wychodziło lepiej lub gorzej ;-)

greetings
pozdrawiam

Ola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz