Before I
tell a typical story about steals and how I was falling but I didn’t fall I
must admit that thanks to some other people this is definitely one of my best
trips ever.
I’ll
start with my climbing partner- my ward Nina Gmiter. It’s the
first time just the two of us have been away together. Despite that we train
almost every day together in Warsaw ,
the relationship here and there is completely different. Here we are partners supporting
each other to the max, friends who understand each other perfectly, people who
think alike. Back there we are a boss and an executor, so sometimes I have to
raise my voice and be stern with a timer in my hand and she is the player
following my commands. It’s completely new to me to be climbing with a girl who
will soon go for what I have gone for. The atmosphere that we have built between
us in the rocks is definitely the best I have ever had. Mainly it’s the first time I’m RELAXED.
Zanim opowiem
typową historię o przechwytach i o tym jak to już spadałam, ale nie spadłam,
muszę przyznać że za sprawą kilku osób bez wątpienia jest to jeden z moich
najlepszych wyjazdów. Zacznę od partnera wspinaczkowego, czyli mojej podopiecznej- Niny Gmiter.
Jest to nasz
pierwszy wyjazd tylko we dwójkę. Pomimo tego, że prawie codziennie spędzamy ze
sobą czas w Warszawie, trenując po kilka godzin, układ i relacja tu, a tam jest
zupełnie inna.
Tu jesteśmy
partnerami wspierającymi się na maxa, przyjaciółkami dogadującymi się bez słów,
osobami, które myślą w ten sam sposób. Tam- jesteśmy szefem i wykonawcą, czyli
osobą, która musi czasem krzyknąć i być surowa stojąc ze stoperem nad nią-
zawodniczką, wykonującą polecenia. Poza tym jest to dla mnie zupełna nowość wspinać się
z dziewczyną, która „za moment” pójdzie po to samo po co ja idę teraz. Atmosfera
jaką wypracowałyśmy sobie w skałach jest zdecydowanie najlepszą jaką miałam
dotychczas. Przede wszystkim po raz pierwszy w życiu mam LUZ.
The next
person who is contributing to my good form is my boyfriend and physiotherapist
Jakub Saniewski. Thanks to him and his training methods I am definitely
stronger than before. Whilst in Warsaw
Kuba and a team of physiotherapists (Beata Pawłowska and Mariusz Tarczyński) looked after me
during the training cycle. It was thanks to him that I could go to Spain leaving
him with all the mess around the flat refit. So I’d
like to thank these two very close to me people.
Kolejną osoba, dzięki
której jestem w dobrej formie (fizycznej) jest mój chłopak i fizjoterapeuta
Jakub Saniewski. Dzięki niemu i jego metodom treningowym jestem zdecydowanie silniejsza,
niż we wcześniejszych latach. Będąc w Warszawie równocześnie Kuba wraz z ekipą
rehabilitantów (Beata Pawłowska i Mariusz Tarczyński) dbał o moje zdrowie w trakcie cyklu treningowego. Poza aspektem stricte treningowym i zdrowotnym, to własnie dzięki niemu mogłam
spokojnie wyjechać do Hiszpanii zostawiając na jego głowie sprawy, którymi
ewidentnie powinnam zająć się sama (remont i cały bałagan z tym związany). Tym samym już na
początku chciałam podziękować tej dwójce niezwykle bliskich mi ludzi.
Mind Control
It’s a
route that itself hides the absolute key patent to doing it :-)
Everyone
who’s done it knows exactly what I mean J Mind Control is
perceived as a drawing line with a small crux... and actually it is. A drawing
route with a few rests that allow you to, so to speak, a restart. At the same
time it is mind-straining.. why? Right after the crux that you enter after
climbing about 30m of the rock and a very good rest suddenly it cuts off the
power and every next move is more and more difficult.to droga, w nazwie której ukryty jest kluczowy patent na jej poprowadzenie J .
Każdy kto miał
styczność z linią dobrze wie o czym mówię :-) Mind Control uchodzi za ciągową
linię z małym cruxem... i w sumie tak jest. Droga ciągowa z miejscami
odpoczynkowymi, w którym można jak to się mówi „zrestować się do zera”. Równocześnie
jest wspinaczką bardzo, ale to bardzo wytężającą umysł, dlaczego? Tuż za cruxem, w
który wchodzi się po przewspinaniu ok.30m skały i bardzo dobrym reście, nagle
człowiekowi odcina prąd i każdy kolejny przechwyt staje się coraz trudniejszy...
It took
me 4-5 days to check out the route, I hadn’t known it before. Although I have
seen some other climbers climbing it I never really paid much attention
thinking it was out of my league (especially with my balloon fingers).
Na patentowanie
drogi poświęciłam kilka dni (4-5?), nie znałam jej wcześniej. Pomimo, że widziałam
kilku zawodników wspinających się po niej, nigdy nawet nie starałam się
specjalnie przyglądać uznając, że jest to jak na razie poza moimi możliwościami
(szczególnie z palcami ”balonikami”)
And so it happened :-)
It’s the second day of climbing, the skin on my fingertips is
shabby with little hematomas, particularily that the same morning, in full
sunshine, me and Nina pushed it without a compromise or a single “but”.. The atmosphere is full of smiles with our
guest- Kasia and whimsically I am midway in a good resting hole laughing at
belaying Nina’s jokes. I let the girls know that the next spot I can clip into
is about 3 clips higher and if I don’t fall I will finish J My confidence is spot on because that bit after the crux
should not be a problem for an experienced climber. I forget though it is not
for an experienced climber with empty batteries! Conquering the “spot” (3-4 strange moves probably possible to
make in x different ways) suddenly I’m stuck and can’t unblock :D I’m there for
at least 5 minutes in a rather poor latch changing my hands idiotically and
they don’t rest but puff up. I move on towards a lousy little crush which had seemed
a bit better. After the two attempts in the finish of the route I only remember
that whatever happens I just have to rush it to the knee that I spotted at 50cm
under the top, to rest of course! :-D Full control and cool mind are essential
especially that after the crux as an experienced climber I fight for every
move!
That way I finish the route that before just seemed
unapproachable....
....it’s more of an 8c/c+ or strong 8c in my opinion
No i stało się :-)
Mamy drugi dzień wspinania, skórę na opuszkach z lekkimi krwiaczkami, dość sfatygowaną szczególnie że tego samego rana w pełnym słońcu napierałyśmy z Niną bez żadnych kompromisów i jakiegokolwiek „ale” ;-)
Mamy drugi dzień wspinania, skórę na opuszkach z lekkimi krwiaczkami, dość sfatygowaną szczególnie że tego samego rana w pełnym słońcu napierałyśmy z Niną bez żadnych kompromisów i jakiegokolwiek „ale” ;-)
Śmiechowa atmosfera z naszym gościem-Kasią powoduje, że ni stad ni zowąd jestem
w połowie drogi w dobrej dziurze restowej śmiejąc się z dowcipów asekurującej
mnie Niny. Oznajmiam dziewczyną, że kolejne miejsce w którym mogę spać znajduje się 3 wpinki dalej, a jeśli nie spadnę to z pewnością kończę ;-) Moja pewność siebie w tej sytuacji jest
jak najbardziej na miejscu, ponieważ teren tuż za cruxem dla doświadczonego
wspinacza wydawał mi się nie być problemem. Zapominam jednak o tym, że nie dla doświadczonego
z rozładowanym NAGLE akumulatorem!
Pokonując "miejsce" (3-4 dziwne ruchy, które można zrobić na x różnych sposobów) od tak mnie
przytyka i nie chce odetkać :-D Stoję dobre 5 minut z zegarkiem w ręku w
kiepskiej klameczce zmieniając idiotycznie ręce, które coraz bardziej się bułują, niż
odpoczywają. Ruszam do kiepskiej małej tufki, która wydawała mi się wcześniej
ciut lepsza. Po tych jednynie dwóch wstawkach w końcówkę drogi pamiętam tylko
tyle, że cokolwiek by się działo muszę "grzać" do kolanka jakie udało mi się
znaleźć pół metra pod topem, w celu wiadomym- restowania! :-D Pełna kontrola i
chłodność umysłu są niezbędne szczególnie, że tuż po cruxie jako doświadczony wspinacz
walczę o każdy ruch!
W ten sposób kończę
drogę, która kiedyś wydawała mi się niedostępna...
Osobiście uważam, że linia zasługuje bardziej na wycenę 8c/c+ lub mocne 8c, niż taka jaka stoi w topo obok nazwy Mind Control ;-)
greetings
pozdrawiam
pozdrawiam
Ola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz