Ten sam rejon, te same twarze, ten sam kemping, ta sama dieta, te same kamienie na których pozostawiam odcisk mokrego buta w drodze do Piscinetty.
...ten sam projekt główny i to samo pytanie "czy mu podołam?"
Na pierwszy rzut oka wszystko na to samo kopyto co rok wcześniej (i wcześniej), a jednak tym razem na nieco inne.
ja w basenie |
Inne myślenie, inne patenty w Cossi, inna motywacja, inny... i inaczej motywujący mnie człowiek trzymający przyrząd asekuracyjny.
;-) |
Od momentu przyjazdu do Rodellaru zdążyliśmy z Michałem kilkukrotnie odwiedzić Pisciniete.
Tym razem jakoś inaczej spojrzałam na "Cossi Fan Tutte" 8c+- linię, która mocno mnie poturbowała w minionych latach.
Jak? Bardziej chłodno i z większym dystansem.
Powoli i bez stresu zaczęłam akomodować się w mocnym przewieszeniu. Dałam sobie kilka dni na przyzwyczajenie się do ekspozycji, i automatycznym przechodzeniu L1 (8a+), co by móc swobodnie poruszać się w górnym odcinku linii. Mieszając wizyty w Piscinecie ze wspinaniem w Surgenicji nabierałam więcej pewności siebie w dyndaniu głową w dół.
"Cossi Fan Tutte" L1 (8a+) fot. L.Warzecha |
Po niecałym tygodniu miałam na koncie to co naważniejsze. Mianowicie powtarzalność L1, zacyk w bulderze z L2 , co zakańcza fazę "przyzwyczajeniową" w Cossi i "obtrzaskanie się" w moim pierwszym zacięciu za 8b (patrz fantastyczna linia w Surgencji)
Od teraz w Piscinecie "a muerte" ... bez stresów i ciśnienia. I oby wyszło (przede wszystkim to drugie) ;-)
Pozdrawiam z jak narazie suchego Rodellaru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz