środa, 20 lipca 2011

Espania po raz n'ty!

Tuż po odebraniu po raz n'ty samochodu z reusowskiego lotniska i odwiedzin rodziny Osypiuków udaliśmy się wspólnie z Kwiatem po raz n'ty do Terradets, aby sprawdzić,co tam natrenowaliśmy na Bloco. Pomimo tego,że w sektorze zrobiłam już większość dróg, byłam mocno zmotywowana do spróbowania swoich sił w liniach, których obawiałam się wcześniej "tykać" ze względu na ich bardzo atletyczny charakter.

w srodku lata w puchu. Niebywałe! ;-) fot.Kwiato

Na pierwszy rzut poszła jedna z ósemkowo a plusowych propozycji sektoru, której połogie trudności w czarnym i kruchym przerosły moje techniczne umiejętności (nota bene odradzam tracenia nerwów na fantastycznie wyglądającej "jedynie z gleby 8a+", którą zainteresowani z pewnością rozpoznają bez trudu dzięki 1,5 metrowej taśmie,dyndającej w celu przehaczenia  trudności w stylu A0 ;-) )
Na pocieszenie udało mi się poprowadzić jedną z najbardziej wymagających 8a+ z którymi miałam styczność - "Sense Estil"

"Sense Estil" 8a+ RP fot.archiwum Taistra

Kontynując temat "technicznych połogów" - kolejnego dnia w celu relaxu odwiedziliśmy nieznaną nam dotychczas Camarasę. Spotykając na drodze Crzyśka i kilku znajomych Czechów, mieliśmy nadzieję na ciekawe wspinanie  ze względu na obecność ciekawych ludzi. Niestety. Po pierwszej wspince w przeciwieństwie do Pana Kwiata vel "siódme niebo" byłam bliska płaczu, bo ślizganie się po BARDZO technicznych płytach  absolutnie mi nie wychodziło. On natomiast  realizował się w stu procentach, co napawało mnie niepokojem chęci ponownych odwiedzin  miejscówki. Przesuwając się wraz ze słońcem udaliśmy się do wyższych pięknie prezentujących się na fotach sektorów Camarasy. Szybko zdecydowaliśmy się na wycof... i nie ze względu na słupy wysokiego napięcia , które straszyły porażeniem poprzez odpadnięcie na ich druty, ale ze względu na I-wsze wyciągi 35 metrowych 7b-c, które biegły w terenie 5a-c, dostarczających taternickich przygód.

Camarasa ze swoimi atrakcjami ;-) fot.archiwum Taistra
Podziękowaliśmy Camarasie po całym dniu sporego "ujebania się" i obraliśmy kierunek Tres Ponts.

7b OS w Tres Ponts fot.M.Haładaj

Tym razem Tres Ponts wydał mi się jakiś taki inny, pozytywniejszy, bardziej przystępny ;-)
Po wyrwaniu kilku chwytów na drodze, której ewolucja wyceny jest bardzo ciekawa (od 8b do 8a) :-D stwierdziłam, że coś natrenowałam w trakcie pobytu w PL :-)
W próbie nr.n uporałam się z bardzo króchą "Joc de Mans", której wycena dzięki mojej ingerencji może ponownie ulec zmianie ;-) W międzyczasie porozwieszałam dzwonki na kilku innych drogach, zdarłam sobie gardło dopingując Kwiata na "mniej technicznych" propozycjach Tres Ponts, odnowiłam znajomość z Jackiem Trzemżalskim i zostałam okradziona z brudnej patelni+dwóch talerzyków i siatki owoców leżących w krzaku. A! No i przekonano mnie do konfrontacji z kolejnym nowym rejonem (Figols) z cyklu
"OMG bucior", który ponownie utwierdził mnie, że połogi to nie moja bajka (natomiast Kwiato choć pozdzierał sobie klatę oczywiście był zachwycony! :-)


Kilka dni później pokonując spionizowany teren "Revifalli" (8a+/b) w Reginie, dziękowałam znajomym hiszpanom za wysłanie nas do nowego rejonu,choć osobiście nie wybrałabym się tam ponownie ;-)

"Revifalla" 8a+/b RP fot.archiwum Taistra


  Puenta: zawsze opłaca się wspinać w wielu rejonach równocześnie ;-)
  Pozdrawiam ze słonecznego Terradets

bachory, które mocno zakłócają resty nad Panta de Terradets ;-D fot.Kwiato
Ci również skutecznie zakłócają spokój. Jak uda mi się poprowadzić jedną z tych "atletycznych" reginowskich dróg, to zdecyduję się na taką rozrywkę ;-D fot.Kwiato

wtorek, 5 lipca 2011

zarzynania koniec!

Trening na Bloco fot. Duśka W (SOYA)

Ostatnie 3 tygodnie w Warszawie były dość aktywne.
Pokonując na wszelkie możliwe sposoby trasę: Saska-Bloco , Bloco-Fight Club, Fight Club- Saska dochodziłam do wniosku, że sportowcy nie mają równo pod sufitem :-) Na szczeście nie byłam odosobniona w tym temacie i miałam przyjemność trenować w miejscach gromadzących podobne jednostki ;-)
Dzięki wsparciu firmy: SOYA, Red Bull, Olimp, jak również gościnności Kuby Ziółkowskiego i możliwości konfrontacji z trenerami Figh Klubu, mój okres przygotowawczy wyglądał naprawdę świetnie...

...tylko Rafał Śledzikowski (mój rehabilitant) miał następnie dużo roboty :-D

leży :-) fot.K.Buda

traktowana prądem! fot.K.Buda

:-) 


czwartek, 16 czerwca 2011

Wspólpraca z Action Club/ fitness & fight





Po pierwszej wizycie w klubie Action Club w Warszawie, mocno zaczęłam zastanawiać się nad zmianą profesji  :-D  Profesjonalne podejście do treningu pracujacych w klubie instruktorów i trenerów, niesamowita energia, kameralna atmosfera sprawia, że lepiej trafić nie mogłam! Fantastyczni ludzie, których miałam okazję poznać: Piotr Merc, Jarosław Rogowski i Rafal Rustecki uzmysłowili mi na nowo jak strasznie kocham trenować :-)

                                     

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Juhuuuu! Czas na panel :-)

Pierwszym obiektem, gdzie po raz pierwszy od dwóch miesięcy dotknełam  plastikowego guzika był krakowski Parbat (no coż trzeba pojednać się z panelem, co by odrobinę się wzmocnić  przed wakacyjnym wyjazdem ;)
Juhhhuuu! Ładujemy!



piątek, 10 czerwca 2011

Adios Katalonia...adios na moment :-)

Ostatnie dni w Rode były niezwykle... jakby to ująć? Aktywne, i choć bardzo "wybierające" przedramię , nogi i psyche, to śmiało stwierdzam, że bardzo pozytywne :-)
Nastawione przede wszystkim na "pstryk pstryk", dały popalić całej trójce ( i dwóm genialnym ludzikom z Wrocławia :-D ). Wspinaliśmy się dosłownie wszedzie. W Surgencji, Ventanasach, Bovedzie, na Egocentrismo i tam gdzie jest Lola i ta super piękna 7c+ nad rzeczką.

climbing in Rodellar fot.Wojtek Kozakiewicz / vacaspurpuras.com

W miedzyczasie popłynęlismy do Piscinety, aby odtworzyć sobie to, co na nas czeka już za moment ;-) czyli fantastyczną, jak mi dobrze znaną ekspedycję do sektoru Piscineta. :-D
W 4kę, testowalismy wytrzymalość Serge'owskiego, jednoosobowego kajaka.
Test na ciężar przeszedł bez problemu, a testu na zatopienie nawet nie zdażył przejść, bo tak szybko wiosłowalismy w trakcie zlewy, która złapała nas w drodze powrotnej na el Puente.

w drodze do Piscinety fot.Wojtek Kozakiewicz / vacaspurpuras.com

Generalnie końcówkę wyjazdu zaliczam do tych, których długo nie zapomnę :-)
Spakowani, zmęczeni, i pożegnani ze wszystkimi znajomymi opuścilismy Rode tuż po Wojtku, który wraz z Mateuszem H. miał się pojawić na lotnisku w Reus. Po drodze zahaczylismy o znajomych w Siuranie, którym (pomimo chęci powrotu do domu na moment) pozazdrościliśmy dłuższego/stałego pobytu w ES.
Stojac w długiej kolejce do "check in" na lotnisku w Reus, jako jedyni wzbudzaliśmy spore zainteresowanie ludzi. Celnicy jak również polscy wczasowicze spoglądali w dziwny sposób na dziewczynke, która musiała oddać pracownikom lotniska torebkę z białym proszkiem firmy Camp oraz tubę, na której znajdowała się fotografia kulturysty. Facet w szarej puchówce w 30 stopniowym upale ,wypakowanej po brzegi "nakładkami na aparat" równiez nie wzbudzał zaufania . Trzeci podróżnik (posiadajacy duży plecak fotograficzny) bacznie obserwował  ludzi walczących z ryanair'owską metalowa skrzynką, na której widniał napis "dozwolony rozmiar", był równiez pod obserwacją. Natomiast Michał, ktorego jako jedynego nie powinni przepuścić przez bramki (ze wzgledu na nadbagaż i zbyt dobry humor jak na powracajacego z hiszpańskich "wczasów" mieszkańca wschodniej Europy) bez wiekszego problemu prześlizgnął się obok kontrolujacej Pani ;-D

Siedząc w samolocie i wertując (jakże dziwną dla innych podróżnych  książeczkę z numerkami) mruczałam pod nosem "adios Katalonia, oby na moment!"  ;-)

rozgrzewka na Surgencji fot.Wojtek Kozakiewicz / vacaspurpuras.com


(PIĘKNIE DZIĘKUJĘ wszystkim, którzy przyczynili się do mojego wyjazdu. Lista osób jest bardzo długa i długo im wszystkim będę bardzo wdzięczna!)

niedziela, 29 maja 2011

Rode cd


Trzy dni temu dołączył do nas Wojtek Kozakiewicz, człowiek który z siedmiuset zdjęć zrobionych pierwszego dnia wybrał jedynie trzy ;-) Z bólem serca spoglądam jak przyciska guzik aparatu na którym narysowany jest kosz, komentując "nie, nie, nie".
Poniżej prezentuję te, które są "tak" ;-)











A tak poza tym w międzyczasie: wpięłam się do topów dwóch prześlicznych 8a, Kwiata chciał zabić przeogromny wąż w krzaku (uwaga na węże w Rodellarze!), a Wojtek prawie utopił swój mega aparat. Co jeszcze? Od 24 h mam problemy z ruszaniem głową...niosąc przeciężki plecak Kwiata w drodze powrotnej ze skał (tuż po tym  jak Michaś wyrżnął na jednym z kamieni i masakrycznie skręcił kostkę) coS mocno ponacigałam sobie w szyi. Chyba ostatnie dwa dni będę wspinała się w gorsecie, a Michał na noszach będzie transportowany pod skałe :-D

sobota, 28 maja 2011

Rodeo

Opuszczając bardziej pionowe,niż przewieszone skałki Kataloni, kierunkiem (jeszcze wtedy nieznanym) okazał się dobrze mi znany Rodellar.
Odpędzając od siebie myśl o użyciu papierowego woreczka w trakcie przemieżania serpętynowego dojazdu do Rode, mocno zastanawiałam się na czym powinnam  skoncentrować się w skałach przez ostatnie dni pobytu w ES. W ostatnich latach udało mi się pokonać większość najpiękniejszych dróg w Rode, więc pozostały mi mało chodzone, lub (prawdopodobnie) jeszcze mokre, albo  mega ciężkie klasyki rejonu (które nie jestem w stanie zrobić w kilka dni). Dlatego zdecydowałam wstawiać się w propozycje, które od zawsze mijałam szerokim łukiem bo śliskie, bo spionizowane, bo "krzywe"...


Na pierwszy rzut poszła moja mało ulubiona skałka znajdująca się naprzeciwko tej, którą dla odmiany bardzoooo lubię :-) Mowa o mega wyślizganej Barrio de los Gitanos, gdzie spokój zakłócają wydzierający się zza rogu żądni extremalnej przygody zdobywcy 50 metrowej viaferraty.
Za cel obrałam "Lolę"8a  i "Les chacales"8b. Pierwsza wstawka w obie,  była jeszcze zabawna. Jednak druga i trzecia, której namiętnie towarzyszył rowerek na polerce wytrącił mnie mocno z równowagi.
Pomimo to postanowiłam dać im jeszcze jedną szansę. Lole zrobiłam, natomiast sąsiedni Chacales utwierdził mnie w przekonaniu, że wspinanie powinno być przyjemne,a nie irytujące szczególnie w miejscu, które naprawdę kocham ;-)


cdn