niedziela, 29 maja 2011

Rode cd


Trzy dni temu dołączył do nas Wojtek Kozakiewicz, człowiek który z siedmiuset zdjęć zrobionych pierwszego dnia wybrał jedynie trzy ;-) Z bólem serca spoglądam jak przyciska guzik aparatu na którym narysowany jest kosz, komentując "nie, nie, nie".
Poniżej prezentuję te, które są "tak" ;-)











A tak poza tym w międzyczasie: wpięłam się do topów dwóch prześlicznych 8a, Kwiata chciał zabić przeogromny wąż w krzaku (uwaga na węże w Rodellarze!), a Wojtek prawie utopił swój mega aparat. Co jeszcze? Od 24 h mam problemy z ruszaniem głową...niosąc przeciężki plecak Kwiata w drodze powrotnej ze skał (tuż po tym  jak Michaś wyrżnął na jednym z kamieni i masakrycznie skręcił kostkę) coS mocno ponacigałam sobie w szyi. Chyba ostatnie dwa dni będę wspinała się w gorsecie, a Michał na noszach będzie transportowany pod skałe :-D

sobota, 28 maja 2011

Rodeo

Opuszczając bardziej pionowe,niż przewieszone skałki Kataloni, kierunkiem (jeszcze wtedy nieznanym) okazał się dobrze mi znany Rodellar.
Odpędzając od siebie myśl o użyciu papierowego woreczka w trakcie przemieżania serpętynowego dojazdu do Rode, mocno zastanawiałam się na czym powinnam  skoncentrować się w skałach przez ostatnie dni pobytu w ES. W ostatnich latach udało mi się pokonać większość najpiękniejszych dróg w Rode, więc pozostały mi mało chodzone, lub (prawdopodobnie) jeszcze mokre, albo  mega ciężkie klasyki rejonu (które nie jestem w stanie zrobić w kilka dni). Dlatego zdecydowałam wstawiać się w propozycje, które od zawsze mijałam szerokim łukiem bo śliskie, bo spionizowane, bo "krzywe"...


Na pierwszy rzut poszła moja mało ulubiona skałka znajdująca się naprzeciwko tej, którą dla odmiany bardzoooo lubię :-) Mowa o mega wyślizganej Barrio de los Gitanos, gdzie spokój zakłócają wydzierający się zza rogu żądni extremalnej przygody zdobywcy 50 metrowej viaferraty.
Za cel obrałam "Lolę"8a  i "Les chacales"8b. Pierwsza wstawka w obie,  była jeszcze zabawna. Jednak druga i trzecia, której namiętnie towarzyszył rowerek na polerce wytrącił mnie mocno z równowagi.
Pomimo to postanowiłam dać im jeszcze jedną szansę. Lole zrobiłam, natomiast sąsiedni Chacales utwierdził mnie w przekonaniu, że wspinanie powinno być przyjemne,a nie irytujące szczególnie w miejscu, które naprawdę kocham ;-)


cdn

piątek, 27 maja 2011

DZIEŃ DLA PAWŁA- 27 MAJ



Paweł Wyrwa to jeden z topowych wspinaczy polskich,niezwykle pogodny i pełen energi człowiek, z którym miałam okazję wspinać się w polskich skałach lub wspólnie wyjeżdżać za granicę. Nie raz toczyliśmy spory o to czy droga powinna mieć mniej czy więcej na "liczniku", nie raz zawźęcie walczyliśmy w tej samej linii konkurując ze sobą o to,które pierwsze ją zrobi...a skuleni w drodze powrotnej w maleńkim Cinquecento przez 2000 km maksymalnie przeżywaliśmy wspinaczkę w drogach,o które tak walczyliśmy. Dokładnie z tego znam Pawła. Z niesamowitej determinacji i woli walki.

Długo nie mogłam pogodzić się z faktem,że przydażyło się w jego życiu coś co niepowinno...
dlatego też bardzo mocno apeluję do wszytskich aby przyłączyli się do akcji pomocy Pawłowi.



27 maja ma być dniem, w którym wspinamy się dla Pawła Wyrwy. Tego dnia ścianki wspinaczkowe w Polsce przekażą swój dochód na rzecz leczenia Pawła, który jest dotknięty bardzo ciężką chorobą.

http://www.climb.pl/dzien-dla-pawla-wyrwy-na-sciankach-aktualna-lista/#more-221611

http://www.climb.pl/kolejne-przedmioty-wystawione-na-aukcjach-dla-pawla/


pozdrawiam serdecznie

środa, 18 maja 2011

Spadam i padam...

W Olianie nic nie "pada", za to ja padam!
Przestało wreszcie padać, za to żar z nieba się leje.
Spadam i padam.

Pocieszeniowe ucieczki do Tres Ponts i wstawki w: bulderowe, trzy ruchowe 8b+ (początkowo wydające się banalne, a finałowo- cężkie do urobienia ;-) ), lub onsajtowe akcje w krzywych, bardzo technicznych i zapajęczonych 7c+ kompletnie przestały mnie bawić...
Przyjeżdżając do 3Ponts zdecydowanie warto wiedzieć co warto a czego nie warto tykać. Dlatego też, jeśli ktokolwiek będzie miał zamiar się tam wybrać, odsyłąm na @. Chętnie zdradzę, które 8-ki są nieziemsko ciężkie (i nie dlatego że są cięzkie, ale dlatego, że brakuje na nich kilku ważnych chwytów, o czym lokalni poinformowali mnie widząc jak po raz kolejny spadam) lub też pod którymi drogami nie powinno się sterczeć, aby nie zostać stukniętym przez spadający z topu głaz.
(w sumie miałam fuksa, bo spadał w moim kierunku...na szczęście szybko zareagowałam i uciekłam, a spadający z nim Michał, tuż po jego urwaniu nie zubożał o jedynki,choć było blisko :-D )

Ostatnia w tym sezonie wizyta w Olianie była bardzo hym... po prostu - ostatnia.
Nie spojrzałam nawet w kierunku obwieszonych ekspresami moich "ambicji wyjazdu" (i choć naiwnie czekałam do 19-tej na nieco wiatru, nieco chłodu miałam świadomość, że na jednej z nich pomimo, że przejdę te cholerne 40 metrów nie zdołam urobić czarnego technicznego odcinka po "pizdach". Na drugiej, w drugą stronę- nie zdołam przytrzymać obłego, z którego"idzie się" do kolejnego obłego. Nie w tych warunkach, w takich temperaturach.

Dla pocieszenia i nieodpuszczenia postanowiłam "zmacać" najpopularniejszy ścisk świata, bo a nóż okaże się, że on jest urabialny w tym momencie! Kiedy już byłam u góry mruczałm do siebie pod nosem: "aj! Naiwny ambitny głuptasie! Ty na obłej tufie w pierdylionie stopni w cieniu!" Wizytówka Oliany również nie była urabialna... tak czy inaczej  odkryłam w sobie nową zdolność motoryczną, pozwalającą mi w akcie desperackiej walki z wpinaniem ekspresa (mając siedmiometrowego runout'a) przybierać wymyślne pozycje na totalnie obłej tufie. Ależ byłam z siebie dumna :-)
Gdyby nie fakt, że przez ostatnią godzinę próbowałam wyrwać sobie zęba, to wyjechałabym z Oliany z wielkim uśmiechem na twarzy. Dlatego koniec był nieco ekstremalny. Ja okaleczona przez posiadanie ułamanego zęba, ze spuchniętym do granic możliwości kawałkiem dziasła, bez przeciw bólowych wysłałam Michała w drogi (w które może za jakieś 2?3 lata będzie się mógł wstawiać :-D ) po to aby odratował mój szpej w ilości 50 ekspresów , co by nie musiał tu dyndać i czekać na mnie do kolejnej zimy :-)




I tak oto Kwiato uświadomił mi, że wcale 2-3 lata nie będzie musiał pracować na tego typu wyniki! W stylu A0 sieknął kompletnie wszystkie!!! Do tego miał na to aby wyczyścić również swoje 50meters Unrealised Projects :-D I nie ukrywam,że mocno przyczynił się do tego sukcecu nasz hiszpański znajomy Dani Lopez, który jako ostatni wojownik pozostał na placu oliańskiego boju. Otóż był tak dobry i pożyczył nam "Kanie" ....o którą w języku migowym prosiliśmy go przez 15minut.
Clipstic zwróciliśmy po 23, życząc mu MUCHO SUERTE w "Mind Control" i udaliśmy się w kierunku jeszcze wtedy nieznanym ;-)

 ps.Fot wspinowych i górsko-alpinistycznych brak, więc wrzucam to co mam ;-)


 pozdrawiam i obiecuję zmienić czcionkę :P

poniedziałek, 9 maja 2011

Olianowo odmuleniowo

Po siedmiu wspinowych dniach w Olianie, postanowiliśmy z Kwiatem wrócić na stare śmieci do Tres Ponts i powspinać się w moim mocno zaniedbanym stylu-OS ;-) ...
...i tak jak pierwsza droga pokonana została w pięknym stylu, tak ostatnia na totalnych łokciach ;-)
3x7c OS i wracamy do Oliany.



sobota, 7 maja 2011

Bakalje rulez!

Dojście pod bulder opatentowane (ten w samym środku, "krzywy" na maxa, bo po oblakach czego nie lubię, bo nie potrafię ich trzymać, możliwy do zrobienia na tysiąc sposobów!), wyczyszczone dolne krawądki i dobrze zapięte velcro w obuwiu co by się cholery po drodze nie rozpięły... nawet mam zakodowane że wpinka ta, którą się nie robi, a którą ja wcześniej robiłam z powodu duuuużeeegggooo podniesionego ciśnienia w trakcie jej mijania jest JUŻ mijana. Michał siedzi pod skałą gotowy do godzinnej asekuracji, choć widzę po jego gestykulacji, że bardziej zainteresowany jest ekwilibistrycznymi ruchami w swojej drodze, niż moją próbą prowadzenia ;-) No ale cóż teraz moja kolej! Jeszcze tylko szybki skok w krzon i jazda bo czarne chmurzysko nadciąga!



Idę...skupiona i nieco spięta bo założyłam sobie że przed 16 ekspresem nie spadam ;-D
No i spadam,nie przed ale po 16. Zjeżdżam i mruczę coś do siebie pod nosem. Trzeba było poczekać jeszcze z godzinkę,aż zacznie wiać.
Po chwili na horyzoncie pojawia się tutejszy  i oznajmia,że wiać nie będzie... bo albo wieje teraz albo wogóle.
W sumie zna się na warunkach panujących w Olianie naj naj, więc w sumie odwołuję bluźnierską sentencję którą się katowałam przez 5 minut po zjechaniu z drogi, że p. jestem



Kolejna wstawka następuje nieco później, tuż przed 21.
Powietrze stoi... ale co tam, przynajmniej jest sucho! Michał jak zaczarowany ciągle opowiada o tym reście którego złapał tak jak rodowy hiszpan. Hym... w sumie kilka tygodni temu będąc spalony przez słońce bardzo go przypominał ;-D

Oznajmiam, że "idę"! "Idę" tyle ile "fabryka dała",co w skrócie oznacza, że na zmęczeniu i pewno odpadnę, ale z pewnością nie przed 16tym!
Aaaaaaaaa cholera spadam i lecę... lece te 15 metrów,przed 16tym, a w trakcie myślę na głos że dopiero teraz to jestem "piiii" !



cdn.

czwartek, 5 maja 2011

z życia w Olianie


Pada-nie pada (tu-deszczem, tam daleko-śniegiem i wcale nie mowa o PL, ale o tych najbliższych, widzianych z Oliany pagórkach). Wieje-nie wieje. Ciepło-nie ciepło, ale wrząco!
Zmotywowana bo wychodzi-patent, kóry Dajla usilnie starała mi się wytłumaczyć,  lub zmotywowana BARDZO bo, ten po mnie ryczy z dołu,że zaraz się tu wespnie i pokaże mi jak z pięty się wychodzi. 
Dzień po dniu płynie w Olianie głównie na zastanawianiu się czy minąć tę wpinkę czy nie, zjeść garść rodzynek czy nic, wstawić się dziś w to, czy w tamto, restować dziś czy jutro, lub udowodnić swojemu partnerowi,  że nie jestem anty talentem w "wychodzeniu z pięty" ;-) jak również nad tym czy zaadoptować czarne błąkające się pod skałą kudłate maleństwo czy nie. ;-)  Problemy niby banalne a jednak absorbujące w 100%.

Tak czy inaczej wszyscy czytający proszę trzymać kciuki , bo zaczynam cisnąć a muerte! ;-D